Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wschodnietriady z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 30081.11 kilometrów w tym 13629.32 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.53 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 168628 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wschodnietriady.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 105.73km
  • Teren 90.00km
  • Czas 10:15
  • VAVG 10.32km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 187 (103%)
  • HRavg 151 ( 83%)
  • Kalorie 5327kcal
  • Podjazdy 2920m
  • Sprzęt Intense Spider 29
  • Aktywność Jazda na rowerze

Supermaraton Podhalański - Kluszkowce

Sobota, 21 sierpnia 2010 · dodano: 26.08.2010 | Komentarze 6

Długo zastanawiałem się czy to kategoria "Maratony" czy jednak "Orientacja"?
Na początek napiszę, że zająłem 3 miejsce w M4 (!!!!), ale byłem przedostatni z tych którzy ukończyli... Przeżyłem i to jest najważniejsze. To przecież moje pierwsze GIGA w górach! 15km przed metą jeszcze pęknięty łańcuch. Pasmo Lubania, które śni mi się do tej pory po nocach. Potworny podłaz pod Turbacz i świetne zjazdy, na których jednak bardzo trzeba było pilnować słabo oznakowanej trasy.

Po Izerskiej Wyrypie nabrałem wielkiej chęci na góry. Chciałem się styrać, paść na pysk, czołgać i błagać o zwiezienie z trasy.
Pomyślałem zatem o Supermaratonie Podhalańskim, który organizatorzy nazywają polskim Salzkammergut Trophy. Zapisałem się na trasę OPTI (GIGA) 100km, na 200km chyba już nigdy w życiu stać mnie nie będzie. Na szczęście pogoda zapowiadała się dobrze.
W piątek wstałem z jakimś potwornym bólem pod łopatką. Ja jednak jestem już złom, sypię się i takie pomysły nie powinny przychodzić mi do głowy! Pomimo tego ruszamy rano, tak aby zdążyć na obowiązkową odprawę techniczną dla dystansów 100 i 200, która ma odbyć się o godzinie 20.00.
Niemiłosierne korki na trasie powodują, że do Kluszkowców docieramy dopiero na 19.00. Nasza kwatera jest 50m od bazy maratonu, to naprawdę wspaniała lokalizacja. Podczas rejestracji widzę, że trasa uległa sporym modyfikacjom. Biorę nową mapę aby w domu poprawić tracka w Garminie. Na odprawie dostajemy kluczowe informacje dotyczące oznakowania. Jak się okazuje podstawowym znakowaniem są czerwone taśmy Kellysa wiązane na drzewach i słupach, w następnej kolejności kolorowe strzałki i strzałki malowane na asfalcie. To niezwykle cenna informacja bez której miałbym problemy z ukończeniem maratonu.
Śpię kiepsko (jak zawsze), ale tym razem to chyba przez wyjątkowo kolarskie danie jakie Pani gospodyni przygotowała dla nas na wieczór – tłuste łazanki z kapustą i boczkiem! Wspaniały pomysł, żeby się tego najeść przed snem!
7.45, jestem gotowy na starcie. Jeszcze są mgły, ale już wiadomo, że pogoda będzie cudna, może nawet zbyt upalna. Jest nas 28 osób, w tym dwie dziewczyny. Na starcie spotykam jeszcze Piotra Czapskiego (znajomy znajomych, którego poznałem rok temu po maratonie w Głuszycy). Po starcie szybko odnajduję swoje miejsce w szeregu – ostatnie, razem z jedną z pań. Pierwsza górka, a ja już podchodzę. Snują mi się typowe w tej sytuacji myśli - co ja tutaj robię, nie nadaję się w góry, jak zamierzam zrobić 100km, skoro na pierwszej malutkiej górce schodzę z roweru i podchodzę? Idzie ze mną dziewczyna i jeszcze jeden zawodnik, reszta uciekła w dal. Po chwili zaczyna się długi asfaltowy zjazd z Czorsztyna do Niedzicy. Wyprzedzam nieznacznie koleżankę, ale mijając ją zapowiadam, że nie na długo.
Powoli zaczyna robić się bardzo ciepło, a unoszące się mgły odkrywają niesamowite widoki na Tatry. Widokowo to najpiękniejszy maraton na jakim byłem.


Podjeżdżamy pod Pieski Wierch (980m) i potem Hołowiec (1035m). Póki co nie mam problemów z oznakowaniem trasy, ale trzeba bacznie uważać na wstążki w newralgicznych momentach. Problemem są szybkie zjazdy, na których rozglądanie się za wstążkami jest uciążliwe i zazwyczaj wymagało hamowania.
Prawdziwy dramat powstał jednak w miejscowości Nowa Biała, gdzie oznakowania zniknęły. Za moment spotykam dwóch wracających zawodników. Krzyczą, że pomyliliśmy drogę, ale ja dosłownie przed momentem widziałem strzałki kierujące prosto. Zjeżdżam więc kawałek dalej i staję na skrzyżowaniu, faktycznie nie ma tu żadnych oznakowań. Wyciągam z plecaka mapę i porównuję z Garminem. Tutaj powinniśmy jechać zielonym szlakiem na zachód w stronę Gronkowa. OK, jadę zatem pomimo braku oznakowań. Z tyłu w oddali widzę koleżankę i zamykający wyścig Quad, jednak nie chce mi się na nich czekać. Próbuję dodzwonić się do Organizatora, na numer który nam podali, na specjalnie wydrukowanych kartkach. Niestety wybrany abonent jest poza zasięgiem – gratulacje! Kilkukrotne próby połączenia nie dają rezultatu, jadę i wreszcie po kilku kilometrach odnajduję oznakowaną trasę. Wygląda, że Organizatorzy zmienili ten odcinek w ostatniej chwili, bo nijak ma się to do wczoraj otrzymanej mapy z modyfikacjami! To był jedyny problem z oznakowaniem trasy jaki miałem, nigdy więcej nie błądziłem, ale zawsze zachowywałem czujność i skupienie, które towarzyszą mi zwykle w maratonach na orientację.
Na 60km (przedmieścia Nowego Targu) docieram do drugiego bufetu. Dopiero tutaj zjadam pierwszego batona! Zazwyczaj po takim dystansie kończyłem maratony górskie, dzisiaj ten, tak naprawdę dopiero się zaczyna. To kompletna głupota, że nic do tej pory nie jadłem, jedyne co mnie usprawiedliwia, to to, że jest dopiero 12.30 –jestem na tracie raptem cztery i pól godziny! Napełniam bukłak izotonikiem oferowanym przez Orgów koloru zgniłej wiśni. Smak wodnisty, ohydny, izotonik wymieszany w proporcjach zapewne dalekich od tych zalecanych przez producenta. Zaczyna się podjazd na Turbacz. Mój podjazd kończy się bardzo szybko, a zaczyna żmudny, wyczerpujący podłaz. Trasa ponownie łączy się z zielonym szlakiem pieszym i coraz częściej mijam rozbawionych turystów. Zaczynam ponownie wątpić w sens tej wyprawy, Dzwonię do Magdy żeby dodała mi otuchy i trochę wiary w siebie.
Organizatorzy zrezygnowali z Turbacza na trasie 100km i dali nam wejść tylko na Bukowinę Waksmundzką (1105m). No i dzięki Bogu! Zaczyna się piękny zjazd szlakiem niebieskim. Na zjeździe, chociaż nie jadę tak słabo wyprzedza mnie zawodniczka, to Marta Ryłko z Krakowa. Rozmawiamy trochę i razem docieramy do kolejnego bufetu. Jest godzina 14.05, dowiaduję się, że to jest właśnie miejsce gdzie obowiązuje limit wjazdu – 17.30. Czyli nie jest źle! Zostaję wpuszczony i mam wszelkie predyspozycje by ukończyć ten wyścig (poza siłami, które już dawno mnie opuściły). Marta rusza pierwsza, a ja chwilę za nią. Przez pewien czas jadę z tyłu, wreszcie na którymś podjeździe wyprzedzam. To nie był wynik moich umiejętności czy ambicji lecz po prostu duże koło, które nie pozwala mi jechać zbyt wolno pod górę. Kilka kilometrów dalej kolejne okrutne podejście i docieram do kultowego czerwonego szlaku pieszo-rowerowego. Trasa biegnie nim do Przełęczy Knurowskiej gdzie samochód z organizatorami kieruje nas na asfalt w lewo w dół w stronę Ochotnicy Górnej. Jadę szybko, ale pilnowanie rzadko rozwiniętych taśm znakujących nie pozwala rozwinąć maksymalnej prędkości – szkoda. Wreszcie strzałki i zjazd na wąziutką, chyba świeżo wyasfaltowaną drogę, która pnie się pionowo w górę. Przejechanie 1800m asfaltu/238m w pionie zajmuje mi blisko 30minut! Tu wyprzedza mnie czołówka dystansu 200km! Na szczycie trzeci bufet, jest godzina 15.45 i mam przejechane 87km. Przesympatyczny Pan smaruje mi łańcuch i pomaga uzupełnić izotonik. Przede mną pasmo Lubania, zostaje poinformowany, że łatwo nie będzie. Gdy odjeżdżam z bufetu widzę Martę, która się na nim melduje.
Pasmo Lubania wspominam bardzo źle. 3km za bufetem pęka mi łańcuch! Tego jeszcze brakowało! Staję i szukam w plecaku spinki. Mija mnie reszta „dwustukilometrowców”, a chwilę potem Marta.
Pyta mnie – łańcuch?,
łańcuch - odpowiadam.
- Masz skuwacz?
- Mam. I tyle ją więcej widziałem.
Opuszcza mnie zatem ostatnia iskierka motywacji do walki… Podczas 12 minut które spędziłem skuwając łańcuch obsiadło mnie kilka milionów much. To były najpiękniejsze górskie muchy jakie poznałem – dręczyły mnie, ale nie gryzły! Ruszam w dalszą drogę, jestem ostatni i dobrze mi z tym. Gorzej jest z trasą, mijają kolejne kilometry, a Lubania nie widać. Pasek na GPSie ma ciągle tą samą długość, może do tego szczytu nie da się dojechać? Może tej góry w ogóle nie ma? Jezu, dzwonię do Magdy i błagam żeby wysłała po mnie śmigłowiec. Nie pomagają picie ani batony, jestem z waty. Wreszcie Lubań, a właściwie jego okolice i ostatni bufet. Najwyższy punkt jaki pokazał Garmin to 1109 mnpm. Rozpoczyna się piękny zjazd kamienistymi szutrówkami do Kluszkowców. Na mecie jestem z czasem 10h 15min 43s po pokonaniu 105,73km.

Zajmuję 23 miejsce na 24 zawodników którzy ukończyli wyścig (2 osoby wycofały się z maratonu). Ale, uwaga, jestem trzeci w kategorii M4. Czyli byłem na PODIUM, o którym dowiedziałem się kilka dni po powrocie do domu….
Wyścig wspaniały. Dla mnie, który walczył wyłącznie z samym sobą, wprost idealny. Znakowanie trasy na pewno nie podobało się, tym którzy jechali ścigać się o czołowe lokaty. Poza tym można mówić o Supermaratonie wyłącznie w pozytywnych słowach. Niesamowite tereny i widoki, bufety bez większych zastrzeżeń, świetne nagrody i duża ilość loterii fantowych (nawet ja wygrałem płyn do konserwacji łańcucha, czyżby wiedzieli że mi pękł na trasie?). Zapewne daleko mu do Salzkammergut Trophy, ale to dopiero druga edycja i liczę, że będą następne.
Supermaraton Podhalański spełnił wszystkie moje oczekiwania: styrałem się, padłem na pysk, czołgałem się i błagałem o zwiezienie z trasy!
PS:
Przemiła Pani odpowiedziała na mojego maila i obiecała przesłać pamiątkowe trofeum za zajecie 3 miejsca w M4!!!


Kategoria Maratony



Komentarze
wschodnietriady
| 08:12 piątek, 3 września 2010 | linkuj W głowie siedzi mi wiele rzeczy :D W Austrii jest 211, a w Kluszkowcach było zaledwie 180km...
wschodnietriady
| 13:56 czwartek, 2 września 2010 | linkuj Dzieki Damian. Austriacki oryginał chyba sobie jeszcze daruję. Bardziej kusi mnie rodzima Transkarpatia, ale musiałbym dobrze przepracować nadchodzący rok. A Ty oczywiście pojedziesz na 200?
wschodnietriady
| 13:13 czwartek, 26 sierpnia 2010 | linkuj 100km nazywało się OPTI (GIGA), a 200km - MAXI. Postaram się skrobnąć coś więcej.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa enbyl
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]