Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi wschodnietriady z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 30081.11 kilometrów w tym 13629.32 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 16.53 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 168628 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy wschodnietriady.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Maratony

Dystans całkowity:4428.41 km (w terenie 2737.38 km; 61.81%)
Czas w ruchu:258:41
Średnia prędkość:17.08 km/h
Maksymalna prędkość:66.70 km/h
Suma podjazdów:29891 m
Maks. tętno maksymalne:190 (105 %)
Maks. tętno średnie:170 (94 %)
Suma kalorii:93283 kcal
Liczba aktywności:52
Średnio na aktywność:85.16 km i 5h 04m
Więcej statystyk
  • DST 35.47km
  • Teren 35.47km
  • Czas 02:18
  • VAVG 15.42km/h
  • VMAX 31.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • HRmax 185 (102%)
  • HRavg 167 ( 92%)
  • Kalorie 1780kcal
  • Podjazdy 309m
  • Sprzęt Author Traction
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mazovia - Józefów

Niedziela, 18 marca 2012 · dodano: 19.03.2012 | Komentarze 0

Blisko 18 stopni ciepła i decyzja o starcie w maratonie tzw. Zimowym. Start z samego końca i uciążliwe przeciskanie się do przodu. Maraton wymagający, zero asfaltu. Niesamowicie wysoki puls, pod koniec lekkie skurcze ale ładny finisz.
Tela jak zwykle rządzi!!!!



Kategoria Maratony


  • DST 94.36km
  • Teren 50.00km
  • Czas 09:23
  • VAVG 10.06km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • HRmax 189 (105%)
  • HRavg 157 ( 87%)
  • Kalorie 5849kcal
  • Podjazdy 760m
  • Sprzęt Specialized Stumpjumper - SPRZEDANY!
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nocna Masakra - Dębno

Sobota, 17 grudnia 2011 · dodano: 25.12.2011 | Komentarze 1

Zapowiada się świetna pogoda, taka okazja może się już nigdy nie powtórzyć – zatem jadę!
Żeby uatrakcyjnić pobyt Magdzie i Telimenie, nocujemy w SPA Łąkomin – 16km od bazy zawodów. Jedzie z nami również Malwina licząc na zakupy we Frankfurcie!
Pomimo, że już wiele razy jeździłem nocą na maratonach, również samotnie, to tym razem jazda samemu jakoś wyjątkowo mi doskwiera. To nie jest strach, tylko takie dziwne uczucie, jakiś mały przedmiot, który uwiera cię w dołku. Temperatura +3, ubrany na cebulę w zimowych butach ale bez ochraniaczy.
Na tych zawodach piękne jest to, że pomimo niedokładnej mapy, punk kontrolny znajduje się precyzyjnie tam, gdzie zaznaczył go Daniel czerwoną kropką. Może skończyć się droga, może być wielka woda, nieprzebrane zarośla czy wysoka góra – jeśli dobrze odmierzyłeś dystans linijką – wyjdziesz prosto na punkt! Przekonałem się o tym już na początku przy PK13 gdy zawróciłem tylko dlatego, że skończyła się leśna przecinka…. Potem było już łatwo PK16 i PK11. Wyjazd z jedenastki kończy się upadkiem w wodzie i totalnym przemoczeniem lewego buta. Od tego momentu zaczyna się mój powolny zjazd. PK10 i najłatwiejsze PK12 i PK15. W Smolnicy całkowicie tracę czucie w nodze i wiem, że daleko nie zajadę; dodatkowo wciąż siedzi mi w głowie, że od mety mam jeszcze 16km do ciepłego łóżeczka! Jest około 1 nad ranem, głupio byłoby tak skończyć ale co zrobić jak krew już nie płynie. Dzwonię do Magdy, licząc że jakimś cudem się obudzi i wyjedzie po mnie na metę. Decyzja jest prosta: jeśli odbierze, to jadę jeszcze na PK4, jeśli nie – wracam do bazy. Nie odebrała!
Na mecie jestem o 2 rano, po 9 i pół godzinach jazdy. Grzesiek Liszka tą samą ilością punktów zrobił 3 godziny szybciej! Zakładam zatem, że będę ostatni – no trudno, taki nieudany debiut.


Kategoria Maratony


  • DST 75.44km
  • Teren 70.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 21.45km/h
  • VMAX 45.80km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • HRmax 181 (100%)
  • HRavg 166 ( 92%)
  • Kalorie 2877kcal
  • Podjazdy 546m
  • Sprzęt Specialized Stumpjumper - SPRZEDANY!
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Mazovia - Ełk

Sobota, 13 sierpnia 2011 · dodano: 15.08.2011 | Komentarze 0

Po krótkim urlopie, wracamy przez Ełk. Lubię tutaj jeżdzić, pamiętam moją pierwszą "wieloetapówkę" - Gwiazdę Mazurską w 2008 roku. Bardzo szybkie i bardzo krótkie Giga, miało być 82km, a wyszło 75km. Jest awans do 5 sektora!
Pojechała też Malwina! 6 miejsce w kategorii na dystansie FIT!!! BRAWO!


Kategoria Maratony


MTB Mazovia - Supraśl

Niedziela, 31 lipca 2011 · dodano: 31.07.2011 | Komentarze 0

Rozjazd giga już po 25km, to bardzo szybko jak na Mazovię. Jak zaraz za nim zobaczyłem tabliczkę meta - 70km, to pożałowałem tej decyzji. Teraz rzecz jasna nie żałuję, choć wynik sportowy żałosny. Ładny maraton.


Kategoria Maratony


MTB Mazovia - Białystok, czasówka

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 31.07.2011 | Komentarze 0

Trudno mi racjonalnie wyjaśnić po co pojechałem na ten maraton! Nienawidzę sprintów. Jeszcze nigdy w 20minut nie wyprułem z siebie wszystkich flaków. Start praktycznie prosto z samochodu, bez rozgrzewki, bez objazdu trasy. Dobrze, że nie miałem Gramina (w naprawie), bo bym dostał zawału na sam widok HR Max.


Kategoria Maratony


  • DST 46.82km
  • Teren 40.00km
  • Czas 02:55
  • VAVG 16.05km/h
  • VMAX 33.80km/h
  • HRmax 181 (100%)
  • HRavg 166 ( 92%)
  • Kalorie 1957kcal
  • Podjazdy 352m
  • Sprzęt Specialized Stumpjumper - SPRZEDANY!
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Mazovia - Otwock

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · dodano: 22.04.2011 | Komentarze 0

Tydzień temu myślałem, że jestem mocny. Myliłem się. Trzeba zapomnieć jak najszybciej! Ropocząłem za szybko, to nie mój styl. Pomyślałem, że jak jadę MEGA, to trzeba na maxa. Na 20km złapał mnie przepotężny skurcz i trzymał do końca mojego spaceru po lasach otwockich....
OPEN: 712/866
M4: 134/171
Spadek do 9 sektora.


Kategoria Maratony


  • DST 56.31km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:38
  • VAVG 10.00km/h
  • VMAX 66.70km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 186 (103%)
  • HRavg 164 ( 91%)
  • Kalorie 3534kcal
  • Podjazdy 1939m
  • Sprzęt Intense Spider 29
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Marathon - Istebna

Sobota, 25 września 2010 · dodano: 27.09.2010 | Komentarze 2

Maraton kompletny. Zjazd na polanach Słowackich wywołał u mnie euforię. Licznik rowerowy wskazał 69,7km/h (Garmin 66,7km/h i to pewnie jest prawdziwa wartość).
Wjechałem i zjechałem z Ochodzity, a potem odcięło mi prąd. Na długo wyczekiwanym drugim bufecie konkretny popas i odpoczynek. Ten maraton nie jest do ścigania, jego trzeba czcić, celebrować, kontemplować!
Dzień przed wyjazdem przyszło trofeum z Supermaratonu Podhalańskiego. Piękne, prawda?


Kategoria Maratony


  • DST 90.34km
  • Teren 80.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 20.38km/h
  • VMAX 41.10km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • HRmax 181 (100%)
  • HRavg 160 ( 88%)
  • Kalorie 3917kcal
  • Podjazdy 305m
  • Sprzęt Specialized Stumpjumper - SPRZEDANY!
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Mazovia - Pułtusk

Niedziela, 5 września 2010 · dodano: 06.09.2010 | Komentarze 3

Ostatni weekend przed wyjazdem. W tym roku na Mazovii byłem tylko w Zgierzu, ale tamtego występu nie można liczyć. To był okres kiedy lekarze straszyli mnie poważną chorobą i zalecali jazdę na rowerze do tętna 130, czyli mniej więcej tyle ile potrafię mieć stojąc na starcie :-)

Cel był jeden: przebić się z X sektora i zdążyć do 14.00 na rozjazd na GIGA. Wydaje mi się, że Organizator skrócił limity czasu, tak aby nie skręcali tam przypadkowi ludzie, którzy często kończyli zawody bardzo późno. Z wyliczeń wynika, że jeśli utrzymam średnią 20km/h, to bez problemu zdążę na rozjazd.

Na starcie spotykam Damiana z rodziną. Sabina pstryka mi fotę, która teraz widnieje w relacji Damiana. Bardzo dziękuję, czuję się zaszczycony! Mam wrażenie, że ten blog jest jednym z najpoczytniejszych na bikestats.pl.

Start asfaltowy, tłoczno i szybko. A to co zobaczyłem mogło wydarzyć się chyba tylko w X sektorze. Na zakręcie dwóch zawodników przede mną łapie kontakt, dotykają się lekko rowerami na łuku ale jadą dalej. Słyszę kilka bluzg z obu stron. Kawałek dalej zrównuję się z szybszym z nich i kątem oka widzę jak ten „bardziej pokrzywdzony” podjeżdża do niego z boku i brutalnie łokciem uderza go w ramię. Słyszę z tyłu grzmot upadającego roweru. Odwracam głowę, łobuz utrzymał się na kołach i jedzie dalej. Próbuje odczytać jego numer ale nie udaje mi się w całości. Naturalnie przechodzi mi przez głowę żeby się zatrzymać i złapać drania, ale nie jest to takie proste przy 30km/h i sporej grupie jadących dokoła, decydują ułamki sekund, kiedy jest już na to za późno. Mam tylko nadzieję, że poszkodowany zapamiętał ten numer i przekazał Organizatorom. Byłem w ciężkim szoku! W życiu nie widziałem takiego zachowania i to gdzie, na końcu stawki. Żałosna zawiść i chęć zemsty!

Na starcie jak zwykle wchodzę na bardzo wysokie obroty 170 – 180 bpm na pierwszych 15km. Nienawidzę tych szybkich maratonów, ale o dziwo mam na nich najlepsze wyniki! Jest w miarę szeroko i powoli przebijam się do przodu. Nie rozpycham się łokciami i nie krzyczę „lewa wolna”. Kilometr po kilometrze odnajduję swoje tempo i staram się je utrzymywać. Średnia prędkość to około 21km/h, co pozwoli mi spokojnie zdążyć na rozjazd. Przyklejam się do fajnego zawodnika z numerem 579 i już do końca pierwszej pętli jedziemy razem. Raz na kole, raz z przodu, tempo mocne, idealne na tym odcinku trasy.
Na rozjazd wpadam po 2h23min (czyli około 13.30, pół godziny przez zamknięciem). Trochę się wyluzowuję, zjadam batona i na piaskach uciekają mi plecy z numerem 579. Całą drugą pętlę jadę samotnie i nie utrzymuję już tak dobrej średniej.
Metę osiągam z czasem 4h26min, co daje mi 56 miejsce i awans do V sektora! Nie spodziewałem się aż takiego wzrostu, skromny cel został osiągnięty. Kolega Wojciech z numerem 579 pomimo, że przyjechał przede mną, to jest 58 gdyż startował z wcześniejszego sektora.
Wyliczyłem sobie jeszcze, że gdybym zjechał na MEGA, to miałbym nawet IV sektor z czasem około 2:30.


Kategoria Maratony


  • DST 105.73km
  • Teren 90.00km
  • Czas 10:15
  • VAVG 10.32km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • HRmax 187 (103%)
  • HRavg 151 ( 83%)
  • Kalorie 5327kcal
  • Podjazdy 2920m
  • Sprzęt Intense Spider 29
  • Aktywność Jazda na rowerze

Supermaraton Podhalański - Kluszkowce

Sobota, 21 sierpnia 2010 · dodano: 26.08.2010 | Komentarze 6

Długo zastanawiałem się czy to kategoria "Maratony" czy jednak "Orientacja"?
Na początek napiszę, że zająłem 3 miejsce w M4 (!!!!), ale byłem przedostatni z tych którzy ukończyli... Przeżyłem i to jest najważniejsze. To przecież moje pierwsze GIGA w górach! 15km przed metą jeszcze pęknięty łańcuch. Pasmo Lubania, które śni mi się do tej pory po nocach. Potworny podłaz pod Turbacz i świetne zjazdy, na których jednak bardzo trzeba było pilnować słabo oznakowanej trasy.

Po Izerskiej Wyrypie nabrałem wielkiej chęci na góry. Chciałem się styrać, paść na pysk, czołgać i błagać o zwiezienie z trasy.
Pomyślałem zatem o Supermaratonie Podhalańskim, który organizatorzy nazywają polskim Salzkammergut Trophy. Zapisałem się na trasę OPTI (GIGA) 100km, na 200km chyba już nigdy w życiu stać mnie nie będzie. Na szczęście pogoda zapowiadała się dobrze.
W piątek wstałem z jakimś potwornym bólem pod łopatką. Ja jednak jestem już złom, sypię się i takie pomysły nie powinny przychodzić mi do głowy! Pomimo tego ruszamy rano, tak aby zdążyć na obowiązkową odprawę techniczną dla dystansów 100 i 200, która ma odbyć się o godzinie 20.00.
Niemiłosierne korki na trasie powodują, że do Kluszkowców docieramy dopiero na 19.00. Nasza kwatera jest 50m od bazy maratonu, to naprawdę wspaniała lokalizacja. Podczas rejestracji widzę, że trasa uległa sporym modyfikacjom. Biorę nową mapę aby w domu poprawić tracka w Garminie. Na odprawie dostajemy kluczowe informacje dotyczące oznakowania. Jak się okazuje podstawowym znakowaniem są czerwone taśmy Kellysa wiązane na drzewach i słupach, w następnej kolejności kolorowe strzałki i strzałki malowane na asfalcie. To niezwykle cenna informacja bez której miałbym problemy z ukończeniem maratonu.
Śpię kiepsko (jak zawsze), ale tym razem to chyba przez wyjątkowo kolarskie danie jakie Pani gospodyni przygotowała dla nas na wieczór – tłuste łazanki z kapustą i boczkiem! Wspaniały pomysł, żeby się tego najeść przed snem!
7.45, jestem gotowy na starcie. Jeszcze są mgły, ale już wiadomo, że pogoda będzie cudna, może nawet zbyt upalna. Jest nas 28 osób, w tym dwie dziewczyny. Na starcie spotykam jeszcze Piotra Czapskiego (znajomy znajomych, którego poznałem rok temu po maratonie w Głuszycy). Po starcie szybko odnajduję swoje miejsce w szeregu – ostatnie, razem z jedną z pań. Pierwsza górka, a ja już podchodzę. Snują mi się typowe w tej sytuacji myśli - co ja tutaj robię, nie nadaję się w góry, jak zamierzam zrobić 100km, skoro na pierwszej malutkiej górce schodzę z roweru i podchodzę? Idzie ze mną dziewczyna i jeszcze jeden zawodnik, reszta uciekła w dal. Po chwili zaczyna się długi asfaltowy zjazd z Czorsztyna do Niedzicy. Wyprzedzam nieznacznie koleżankę, ale mijając ją zapowiadam, że nie na długo.
Powoli zaczyna robić się bardzo ciepło, a unoszące się mgły odkrywają niesamowite widoki na Tatry. Widokowo to najpiękniejszy maraton na jakim byłem.


Podjeżdżamy pod Pieski Wierch (980m) i potem Hołowiec (1035m). Póki co nie mam problemów z oznakowaniem trasy, ale trzeba bacznie uważać na wstążki w newralgicznych momentach. Problemem są szybkie zjazdy, na których rozglądanie się za wstążkami jest uciążliwe i zazwyczaj wymagało hamowania.
Prawdziwy dramat powstał jednak w miejscowości Nowa Biała, gdzie oznakowania zniknęły. Za moment spotykam dwóch wracających zawodników. Krzyczą, że pomyliliśmy drogę, ale ja dosłownie przed momentem widziałem strzałki kierujące prosto. Zjeżdżam więc kawałek dalej i staję na skrzyżowaniu, faktycznie nie ma tu żadnych oznakowań. Wyciągam z plecaka mapę i porównuję z Garminem. Tutaj powinniśmy jechać zielonym szlakiem na zachód w stronę Gronkowa. OK, jadę zatem pomimo braku oznakowań. Z tyłu w oddali widzę koleżankę i zamykający wyścig Quad, jednak nie chce mi się na nich czekać. Próbuję dodzwonić się do Organizatora, na numer który nam podali, na specjalnie wydrukowanych kartkach. Niestety wybrany abonent jest poza zasięgiem – gratulacje! Kilkukrotne próby połączenia nie dają rezultatu, jadę i wreszcie po kilku kilometrach odnajduję oznakowaną trasę. Wygląda, że Organizatorzy zmienili ten odcinek w ostatniej chwili, bo nijak ma się to do wczoraj otrzymanej mapy z modyfikacjami! To był jedyny problem z oznakowaniem trasy jaki miałem, nigdy więcej nie błądziłem, ale zawsze zachowywałem czujność i skupienie, które towarzyszą mi zwykle w maratonach na orientację.
Na 60km (przedmieścia Nowego Targu) docieram do drugiego bufetu. Dopiero tutaj zjadam pierwszego batona! Zazwyczaj po takim dystansie kończyłem maratony górskie, dzisiaj ten, tak naprawdę dopiero się zaczyna. To kompletna głupota, że nic do tej pory nie jadłem, jedyne co mnie usprawiedliwia, to to, że jest dopiero 12.30 –jestem na tracie raptem cztery i pól godziny! Napełniam bukłak izotonikiem oferowanym przez Orgów koloru zgniłej wiśni. Smak wodnisty, ohydny, izotonik wymieszany w proporcjach zapewne dalekich od tych zalecanych przez producenta. Zaczyna się podjazd na Turbacz. Mój podjazd kończy się bardzo szybko, a zaczyna żmudny, wyczerpujący podłaz. Trasa ponownie łączy się z zielonym szlakiem pieszym i coraz częściej mijam rozbawionych turystów. Zaczynam ponownie wątpić w sens tej wyprawy, Dzwonię do Magdy żeby dodała mi otuchy i trochę wiary w siebie.
Organizatorzy zrezygnowali z Turbacza na trasie 100km i dali nam wejść tylko na Bukowinę Waksmundzką (1105m). No i dzięki Bogu! Zaczyna się piękny zjazd szlakiem niebieskim. Na zjeździe, chociaż nie jadę tak słabo wyprzedza mnie zawodniczka, to Marta Ryłko z Krakowa. Rozmawiamy trochę i razem docieramy do kolejnego bufetu. Jest godzina 14.05, dowiaduję się, że to jest właśnie miejsce gdzie obowiązuje limit wjazdu – 17.30. Czyli nie jest źle! Zostaję wpuszczony i mam wszelkie predyspozycje by ukończyć ten wyścig (poza siłami, które już dawno mnie opuściły). Marta rusza pierwsza, a ja chwilę za nią. Przez pewien czas jadę z tyłu, wreszcie na którymś podjeździe wyprzedzam. To nie był wynik moich umiejętności czy ambicji lecz po prostu duże koło, które nie pozwala mi jechać zbyt wolno pod górę. Kilka kilometrów dalej kolejne okrutne podejście i docieram do kultowego czerwonego szlaku pieszo-rowerowego. Trasa biegnie nim do Przełęczy Knurowskiej gdzie samochód z organizatorami kieruje nas na asfalt w lewo w dół w stronę Ochotnicy Górnej. Jadę szybko, ale pilnowanie rzadko rozwiniętych taśm znakujących nie pozwala rozwinąć maksymalnej prędkości – szkoda. Wreszcie strzałki i zjazd na wąziutką, chyba świeżo wyasfaltowaną drogę, która pnie się pionowo w górę. Przejechanie 1800m asfaltu/238m w pionie zajmuje mi blisko 30minut! Tu wyprzedza mnie czołówka dystansu 200km! Na szczycie trzeci bufet, jest godzina 15.45 i mam przejechane 87km. Przesympatyczny Pan smaruje mi łańcuch i pomaga uzupełnić izotonik. Przede mną pasmo Lubania, zostaje poinformowany, że łatwo nie będzie. Gdy odjeżdżam z bufetu widzę Martę, która się na nim melduje.
Pasmo Lubania wspominam bardzo źle. 3km za bufetem pęka mi łańcuch! Tego jeszcze brakowało! Staję i szukam w plecaku spinki. Mija mnie reszta „dwustukilometrowców”, a chwilę potem Marta.
Pyta mnie – łańcuch?,
łańcuch - odpowiadam.
- Masz skuwacz?
- Mam. I tyle ją więcej widziałem.
Opuszcza mnie zatem ostatnia iskierka motywacji do walki… Podczas 12 minut które spędziłem skuwając łańcuch obsiadło mnie kilka milionów much. To były najpiękniejsze górskie muchy jakie poznałem – dręczyły mnie, ale nie gryzły! Ruszam w dalszą drogę, jestem ostatni i dobrze mi z tym. Gorzej jest z trasą, mijają kolejne kilometry, a Lubania nie widać. Pasek na GPSie ma ciągle tą samą długość, może do tego szczytu nie da się dojechać? Może tej góry w ogóle nie ma? Jezu, dzwonię do Magdy i błagam żeby wysłała po mnie śmigłowiec. Nie pomagają picie ani batony, jestem z waty. Wreszcie Lubań, a właściwie jego okolice i ostatni bufet. Najwyższy punkt jaki pokazał Garmin to 1109 mnpm. Rozpoczyna się piękny zjazd kamienistymi szutrówkami do Kluszkowców. Na mecie jestem z czasem 10h 15min 43s po pokonaniu 105,73km.

Zajmuję 23 miejsce na 24 zawodników którzy ukończyli wyścig (2 osoby wycofały się z maratonu). Ale, uwaga, jestem trzeci w kategorii M4. Czyli byłem na PODIUM, o którym dowiedziałem się kilka dni po powrocie do domu….
Wyścig wspaniały. Dla mnie, który walczył wyłącznie z samym sobą, wprost idealny. Znakowanie trasy na pewno nie podobało się, tym którzy jechali ścigać się o czołowe lokaty. Poza tym można mówić o Supermaratonie wyłącznie w pozytywnych słowach. Niesamowite tereny i widoki, bufety bez większych zastrzeżeń, świetne nagrody i duża ilość loterii fantowych (nawet ja wygrałem płyn do konserwacji łańcucha, czyżby wiedzieli że mi pękł na trasie?). Zapewne daleko mu do Salzkammergut Trophy, ale to dopiero druga edycja i liczę, że będą następne.
Supermaraton Podhalański spełnił wszystkie moje oczekiwania: styrałem się, padłem na pysk, czołgałem się i błagałem o zwiezienie z trasy!
PS:
Przemiła Pani odpowiedziała na mojego maila i obiecała przesłać pamiątkowe trofeum za zajecie 3 miejsca w M4!!!


Kategoria Maratony


  • DST 52.31km
  • Teren 44.31km
  • Czas 05:24
  • VAVG 9.69km/h
  • VMAX 45.40km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 190 (105%)
  • HRavg 169 ( 93%)
  • Kalorie 3862kcal
  • Podjazdy 1678m
  • Sprzęt Intense Spider 29
  • Aktywność Jazda na rowerze

MTB Marathon - Karpacz

Sobota, 1 maja 2010 · dodano: 04.05.2010 | Komentarze 2

Najważniejsze, że przeżyłem! Reagowałem tylko gdy pulsometr pikał przy przekroczeniu 185 bpm. Były chwile zwątpienia i mroki przed oczami. Trasa trudna, dużo technicznych kamienistych zjazdów. Mam nadzieję, że nie będę musiał z tego wkrótce zrezygnować!
Wyników juz nie piszę, nie dla nich jeżdżę w maratonach.


Kategoria Maratony